Zaklęte w szkle: Historia polskiegoprojektowania okiennych witryn wystawowych lat 70.

Zaklęte w szkle: Historia polskiegoprojektowania okiennych witryn wystawowych lat 70. - 1 2025

Wspomnienie z dzieciństwa: magiczny świat witryn wystawowych

Kiedy byłem mały, najbardziej fascynowały mnie witryny sklepowe, które wyglądały jak małe portale do innego świata. Stały przy ulicach, pełne kolorowych plakatów, błyszczących lampek i ciekawych rozwiązań konstrukcyjnych. Jednym z moich ulubionych był lokalny sklep z zabawkami na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Jego witryna z lat 70. przyciągała uwagę nie tylko przez zawartość, ale przede wszystkim przez sposób, w jaki była zbudowana. To było jak miniaturowe muzeum, które opowiadało historię i kulturę tamtej epoki, a jednocześnie prezentowało ofertę sklepu w sposób niepowtarzalny. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką wartość mają te małe dzieła sztuki, a dziś z nostalgią wspominam ich estetykę, funkcjonalność i unikalny charakter.

Estetyka i funkcjonalność: jak wyglądały polskie witryny lat 70.

Polskie witryny wystawowe lat 70. to prawdziwe żywe obrazy, które łączyły estetykę z funkcjonalnością. Z jednej strony były to minimalistyczne konstrukcje z grubego szkła, które pozwalały na optymalne wyeksponowanie produktów. Z drugiej – bogato zdobione detale, ręcznie malowane napisy, elementy rzeźbione z drewna czy metalu. Najczęściej korzystano z różnych rodzajów szkła: od zwykłego float, przez barwione, aż po specjalistyczne, antyrefleksyjne, które miały chronić produkty przed nadmiernym odbiciem światła. Konstrukcyjnie opierały się na metalowych ramach, często malowanych proszkowo na żywe kolory, albo z elementami z drewna, które dodawały witrynom ciepła i charakteru. Wnętrza były starannie przemyślane – od umieszczonych na różnych poziomach półek po ukryte podświetlenia, które podkreślały prezentowane towary. To wszystko sprawiało, że witryna nie była tylko oknem na sklep, lecz żywym obrazem, który wciągał przechodniów, zmuszając ich do zatrzymania się na chwilę.

Porównując to z zachodnimi trendami, można zauważyć, że polskie witryny często odchodziły od komercyjnej sztampy na rzecz wyrazistej osobowości. W krajach zachodnich dominowały zazwyczaj bardziej schludne, minimalne formy, skupione na przekazie marketingowym, podczas gdy u nas witryny miały więcej duszy, czasem wręcz scenograficznych akcentów. To było jak powrót do tradycyjnych rzemieślniczych technik, z ręcznie malowanymi napisami i unikalnymi rozwiązaniami, które trudno było powtórzyć masowo.

Lokalny kontekst i wpływ na kulturę wizualną

Witryny lat 70. nie powstawały w oderwaniu od lokalnej społeczności. To one odzwierciedlały nastroje, aspiracje i kulturę tamtych czasów. Wielu rzemieślników, takich jak Janek Kaczmarek z Łodzi czy Maria Nowak z Krakowa, tworzyło je z pasją, często korzystając z lokalnych materiałów – drewna z okolicznych lasów, szkła z krajowych hut czy ręcznie malowanych elementów. Opowiadają o tym, jak niektóre z witryn powstawały przez tygodnie, a ich tworzenie było czymś więcej niż tylko pracą – to było wyrazem dumy i tożsamości lokalnej społeczności. W moich rozmowach z niektórymi rzemieślnikami słyszałem, że te witryny miały funkcję nie tylko prezentacyjną, ale też edukacyjną – uczyły estetyki, promowały rzemiosło i lokalne tradycje.

Zaskakujące, jak subtelnie odzwierciedlały one ducha tamtej epoki – był to czas powolnej, acz pewnej odnowy kultury wizualnej, która na długo przed erą masowej produkcji zaczynała budować własny, rozpoznawalny styl. Witryny te były jak książki otwarte na kulturę, opowiadały historie, a jednocześnie wprawiały w zachwyt swoją oryginalnością.

Zanikanie i próby reanimacji: co się zmieniło?

Z czasem, w miarę rozwoju technologii i zmiany gustów, polskie witryny wystawowe zaczęły zanikać. W latach 80. i 90. dominowały już bardziej nowoczesne rozwiązania – aluminium, plastiki i oświetlenie LED. Standardyzacja i masowa produkcja sprawiły, że unikalność i ręczna praca zeszły na dalszy plan. Dodatkowo, zmieniające się przepisy dotyczące bezpieczeństwa i normy przeciwpożarowe wymusiły na właścicielach sklepów wymianę starej, pięknej konstrukcji na coś bardziej „bezpiecznego” i taniego w produkcji. Wielu rzemieślników zniknęło z rynku, a ich dzieła zostały albo rozebrane, albo zniszczone. Zaczęto nawet mówić o „zaklęciu w szkle” – jakby te witryny, choć pełne życia i historii, zostały na zawsze zamknięte w szklanych gablotach własnej przeszłości.

Na szczęście, coraz częściej pojawiają się próby reanimacji. Architekci, artyści i miłośnicy lokalnej historii starają się odnaleźć i odrestaurować stare witryny, a niektóre galerie i muzea organizują wystawy poświęcone tej zapomnianej części polskiego dziedzictwa. To właśnie dzięki nim można jeszcze raz spojrzeć na te miniaturowe muzea i zobaczyć, jak niezwykła była to epoka.

Wszystko zaczyna się od wspomnień: osobista refleksja i nadzieja na przyszłość

Zastanawiam się, czy współczesny design traci na oryginalności. Czy w dobie globalizacji i masowej produkcji nie ginie to, co kiedyś nadawało miejscom wyjątkowy charakter? Może właśnie w tych zapomnianych witrynach kryje się lekcja, którą powinniśmy odkurzyć i przekazać dalej. Warto docenić rękodzieło, lokalne tradycje i estetykę, która ma głębię i duszę. Patrząc na fotografie sprzed pięćdziesięciu lat, czuję, jakby te witryny były żywymi obrazami, które opowiadają historie ludzi, miejsc i czasów. Może niektóre z nich jeszcze czekają na swoją drugą młodość, a my – jako projektanci, architekci, pasjonaci – powinniśmy szukać inspiracji w tym, co odchodzące, ale nie zapomniane.

Zamykając ten rozdział, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze usłyszę o odrodzeniu tej unikalnej sztuki, a nasze miasta znów zyskałyby na charakterze i autentyczności. Bo w końcu, czy nie warto zakląć w szkle kawałek własnej historii? Może to właśnie w tych małych, pełnych magii witryn kryje się sekret, jak odzyskać i pielęgnować własną kulturę wizualną na nowo.